poniedziałek, 21 maja 2012

Witajcie z powrotem na wiosnę, czyli spowiedź Ciasteczkowego Potwora

Odwiedź także FanPage bloga na Facebooku! Kliknij   
 Zupa z dzikich wiosennych roślin

Podobno co 7 lat w organizmie ludzkim wymieniane są całkowicie wszystkie komórki. Tej zimy wypadła mi właśnie taka wielokrotność siódemki uczczona z resztą ogromnym tortem z ręcznie wycinanymi wielkimi płatkami kokosa. I był to chyba ostatni słodki tort Cookie Monstera...
Nagle... słodki smak przestał cieszyć odbudowane na nowo kubeczki smakowe. Znikła potrzeba zagniatania ciasta, bicia piany bezowej, konstruowania czekoladowych ozdób czy projektowania nowych smaków galaretkowatych deserów (nie mówiąc już o niecnym procederze wyjadania miodu ze słoika). Od tamtego czasu cukru organizm domaga się tylko czasem przy okazji epizodów z życia (każdej chyba) kobiety zwanych fachowo PSM. Wyjątkowo przy okazji sporadycznych dość ostatnio wypadów do restauracji skuszę się niekiedy na deser, jednak tylko pod warunkiem, że jest bardziej wytrawny niż słodki albo stanowi słodko-słoną lub słodko-gorzką kombinację.
Biada. Blog zamarł, część czytelników zapomniała, część ciągle dopomina się nowych przepisów.
Aż nagle nadszedł ratunek... W pierwszych dniach maja miałam okazję uczestniczyć w fantastycznych (!!!) warsztatach Łukasza Łuczaja polegających na nauce rozpoznawania dzikich roślin jadalnych i wykorzystywania ich w kuchni. Przez dwa dni poznałam ogromną ilość absolutnie nowych smaków, które, jak się okazało, były przez ten cały czas na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło się tylko schylić... Nastąpił absolutny przełom zarówno w światopoglądzie jak i w przezwyciężeniu kulinarnego zastoju. Powrót pasji...
Od 2 tygodni każdy mój dzień zaczyna się od joggingu w lesie i napychania kieszeni przeróżnymi zielonymi listkami. Przypomina mi to frajdę ubiegłorocznego poziomkowego szału, jednak ze znacznie większą różnorodnością. Z młodej pokrzywy i liści żywokostu i powstaje śniadanie: słodko – słone zielone placuszki. Młode kłącza pałki wodnej zamieniają się w apetyczą lunchową sałatkę doprawioną listkami dzikiej rzeżuchy. Kolacja to risotto z pastorałkami paproci orlicy popijana kwasem z kwiatów dzikiego bzu lub zimnym piwkiem z mniszka lekarskiego zwanego potocznie mleczem. Na sen łyczek nalewki z pędów sosny lub z mixu dzikich ziół występujących naturalnie na łąkach Suwalszczyzny.
I tak mija cały boży dzień, a życzę sobie, aby tak mijał caluśki rok: w rytmie upływających miesięcy i postępujących wraz z nimi zmian w przyrodzie.
Cookie Monster powraca, jednak w całkiem nowej odsłonie. Na afiszu będą głównie dzikie rośliny w deserach i napojach (nieraz wyskokowych), ale także słodko – słone mariaże smakowe. Natomiast wielbicielom tego wyższego indeksu glikemicznego polecam najlepszy blog o słodkościach w sieci www.mojewypieki.blox.pl , którym mocno inspirowałam się w poprzednim wcieleniu Ciasteczkowego Potwora.
Krótko mówiąc: postanawiam poprawę. Za pokutę wyznaczam sobie wiecznie piekące nogi od przedzierania się przez pokrzywowe gąszcze. Amen.
 Młode kłącza pałki wodnej
Dzika rzeżucha
 Czosnek niedźwiedzi
Frytki z czyśćca błotnego
Odwiedź także FanPage bloga na Facebooku! Kliknij   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz